Po wczorajszym wyjściu z Opery Śląskiej zdania odnośnie baletu "Pan Twardowski" były mocno podzielone.
Jedni zachwycali się spektaklem, byli rozpromienieni. Inni byli zdania, że balet jest spoko, ale nie w tym wydaniu (słaby spektakl, słaba pora - rano. Byli również tacy, którzy uznali, że nie jest to zła forma, choć nie poruszyło ich to zbytnio. I wreszcie, byli również tacy, których to wynudziło, czuli sie zaspani, panowie w rajstopach nie kręcili ich zupełnie.
I właśnie ja należałem do tej ostatniej grupy.
Kultura to mocno względne pojęcie. Można ją kochać albo nienawidzić. Istnieje wiele odmian kultury, sztuki etc. Ja lubię teatr, grę słów z odrobiną odpowiedniej gestykulacji, mowy ciała, lubię filharmonię, te pojedyncze brzmienia, instrumenty. Lubię również filmy, opery jeszcze nie miałem przyjemności poznać.
Ale za baletem nie przepadam, i raczej nie będę przepadał. Trudno - ja to ja. A co do innych kwestii...ile razy można pieprzone dzieci z gimnazjum upominać o ciszę. W dzisiejszych czasach nawet w miejscach kultury nie można prosić "dorosłych" ludzi z gimnazjum o odrobinę taktu.
Chyba marudzę, to wszystko przez ten ból głowy, który towarzyszył mi od 3-4 dni. Człowiek inaczej spogląda na pewne rzeczy, jest trochę znerwicowany, łatwo go zirytować.
W ogóle, dziś trochę stałem sie zaprzeczeniem wszystkiego, odkąd do mojej listy odsłuchiwanych utworów, które mi się spodobały jest...reagge.. A jednak nigdy nie mów nigdy.
Poglądy ludzi mogą zmieniać się jak chorągiewka na wietrze. Nigdy nie mów nigdy bo nie wiadomo akurat w którą stronę wiatr zawieje.
I tym oto sposobem piątkowy wieczór kończę jako psychoanalityk do spraw związków damsko - męskich, choć oczywiście gówniane mam o tym pojęcie. Ale o tym kiedy indziej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz